Borelioza i metoda ILADS – groźne skutki uboczne

Metoda ILADS w leczeniu boreliozy: brak podstaw naukowych, ryzyko dla zdrowia i walka z dezinformacją. Dowiedz się więcej o skutkach i świadomości.
Podziel się swoją opinią
Reklama

Kontrowersyjna metoda leczenia boreliozy ILADS, polegająca na długotrwałym podawaniu leków – między innymi antybiotyków – jest niebezpieczna dla zdrowia. Nie ma też żadnego uzasadnienia medycznego i naukowego. Jakie skutki uboczne niesie ze sobą, co w sprawie dezinformacji dotyczącej tej terapii i praktyk niezgodnych ze stanem wiedzy medycznej do tej pory zrobiono? I jaki jest pomysł, by zwiększać świadomość pacjentów na temat tej choroby?

Borelioza, inaczej zwana chorobą z Lyme, to choroba wywoływana przez krętki Borrelia. Bakteria dostaje się do organizmu człowieka po ukąszeniu kleszcza. Namnaża się w nim i jeśli do choroby dochodzi, to daje objawy (m.in. rumień wędrujący, nawracające bóle stawów, bóle głowy, przewlekłe zmęczenie). Co ważne, nie każde ukąszenie oznacza, że człowiek zachoruje. Po pierwsze nosicielami krętków jest 3-30 proc. populacji kleszczy w Polsce. Przyjmuje się też, że pajęczak musi przebywać co najmniej 24 godziny w ciele człowieka. Ponadto nawet jeśli dojdzie do zarażenia krętkami, to układ immunologiczny może tę chorobę zwalczyć.

Jeśli już jednak dojdzie do zachorowania, to kluczowe staje się leczenie. O różnych dostępnych metodach terapii dyskutowali podczas posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia posłowie, Rzecznik Praw Pacjenta oraz przedstawiciele resortu zdrowia, jak również środowiska lekarskiego oraz diagnostów laboratoryjnych.

Cała tablica Mendelejewa

Dyskusja odbyła się w kontekście wywołującej kontrowersje metody, którą propaguje Międzynarodowe Towarzystwo ds. Boreliozy i Chorób z Nią Powiązanych (ILADS – The International Lyme and Associated Diseases Society). Polega ona na bardzo długiej, nawet kilkumiesięcznej antybiotykoterapii. Organizacja zaleca przyjmowanie antybiotyków nawet w przypadku, gdy po ukąszeniu kleszcza objawy choroby nie wystąpiły.

–  Metoda ILADS jest terapią wielolekową. Polega na podawaniu pacjentowi kombinacji trzech antybiotyków i bardzo różnych leków, które stosuje się w terapii gruźlicy, malarii, (leków) przeciwpasożytniczych i innych preparatów różnego typu. Cała tablica Mendelejewa jest serwowana pacjentom. Konsekwencje? Po pierwsze nie leczy to żadnej choroby. Po drugie powoduje komplikacje – zaznaczyła podczas komisji wiceminister zdrowia Urszula Demkow, która jest również specjalistką w dziedzinie chorób wewnętrznych, immunologii, alergologii i diagnostyki laboratoryjnej. Jak zaznaczyła, przez wiele lat zajmowała się boreliozą. Wiceminister Demkow wskazała na bardzo poważne konsekwencje stosowania metody ILADS – podawanie dożylne tak znacznej liczby leków „powoduje trwałe i nieodwracalne uszkodzenie wątroby lub nerek”.

Eksperci uczestniczący w posiedzeniu komisji zgodzili się, że takie podejście do leczenia boreliozy nie ma żadnego uzasadnienia medycznego i naukowego, poza tym powoduje wzrost oporności na antybiotyki, a to narastający problem nie tylko w Polsce.

– Nas lekarzy obowiązuje Kodeks Etyki Lekarskiej, który – obok ustawy o zawodzie lekarza – jest dla nas najwyższym prawem i który mówi nam, że mamy leczyć zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną, czyli tak zwaną medycyna opartą na faktach. Zdarzają się niestety lekarze, którzy nie stosują się do tych przepisów i leczą niezgodnie ze standardami – przypomniał Klaudiusz Komor, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Jak dodał, w takim wypadku należy ich karać.

Z kolei prof. Magdalena Wiśniewska – przewodnicząca Rady Ekspertów przy Naczelnej Izbie Lekarskiej, które to ciało wydało stanowisko dotyczące leczenia boreliozy metodą ILADS – stwierdziła, że metoda ta oparta jest na jednej publikacji z 2014 roku, która bazuje na bardzo niskiej jakości dowodach medycznych. Równocześnie zaznaczyła, że wszystkie wytyczne: polskie, europejskie i światowe jednoznacznie wskazują, że antybiotykoterapia nie powinna być dłuższa niż 21 dni w przypadku potwierdzonej boreliozy oraz powyżej 30 dni – tylko i wyłącznie w ściśle uzasadnionych przypadkach. Skonkludowała, że na co dzień w praktyce lekarskiej widać powikłania, które wynikają ze stosowania przewlekłej terapii.

Antybiotyk tak, ale w uzasadnionych przypadkach

Antybiotykoterapia powinna być zlecona przez lekarza specjalistę, po wystąpieniu typowych (swoistych) objawów po ukąszeniu kleszcza (rumień wędrujący) albo po potwierdzeniu zakażenia w diagnostyce laboratoryjnej, jeśli występują nieswoiste objawy (np. przewlekłe zmęczenie, porażenie nerwów twarzy, bóle stawów). Trzeba jednak pamiętać, że testy serologiczne powinno wykonać się po upływie 4-6 tygodni od ukąszenia kleszcza, bo wcześniej badania mogą być niewiarygodne – organizm po prostu może nie wytworzyć przeciwciał.

Zatem jaka terapia, w przypadku rozpoznanej boreliozy, jest uznana przez środowisko lekarzy i rekomendowana przez naukowców? To leczenie antybiotykiem, ale takie, które trwa nie dłużej niż miesiąc.

– Obecnie prowadzone badania kliniczne rekomendowanych ośrodków międzynarodowych wskazują na to, że nawet można myśleć o skracaniu terapii, gdyż porównywano dwa protokoły leczenia – miesięczny i 14-dniowy, i okazało się, że ten 14-dniowy jest równie skuteczny – podkreśliła wiceminister Demkow.

Dlaczego w takim razie pacjenci sięgają po nierekomendowaną przez żadne środowisko medyczne terapię? Zdaniem ekspertów wynika to z zalewu nierzetelnych, niesprawdzonych informacji. Dlatego konieczna jest kampania, która pomogłaby szerzyć wiedzę na temat leczenia boreliozy. Poza tym w naszym kraju ta choroba jest „nadrozpoznawana”, np. w województwie podlaskim – jak wskazała wiceminister – gdzie tylko u 10 proc. przypadków pacjentów, którzy trafiają do szpitala z jej rozpoznaniem, jest ona potwierdzana. Kolejny problem dotyczy tego, że często postawienie właściwej diagnozy zajmuje zbyt dużo czasu, bo pewne jej objawy występują również w innych schorzeniach. To wszystko opóźnia leczenie albo prowadzi do tego, że stosowana terapia jest nieodpowiednio dobrana.

Poruszono również sprawę postępowania względem podmiotów, które podejmowały leczenie pacjentów metodą ILADS. Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec wyliczył, że wszczął 25 postępowań. Wobec 14 podmiotów podjęto decyzję o zaprzestaniu praktyk; wobec jednego postępowanie jeszcze się toczy, a wobec 10 pozostałych nie potwierdzono informacji o stosowaniu tej metody albo okazało się, że stosowały ją kilka lat wcześniej. Nadal dwa podmioty stosują tę „szkodliwą i niezgodną z aktualną wiedzą medyczną” terapię. Grozi im kara finansowa do 500 tys. zł.

Istotnym aspektem metody ILADS okazała się też kwestia badań kleszczy w niektórych laboratoriach medycznych, by potwierdzić ewentualne zakażenie chorobą. To niezgodne z aktualną wiedzą medyczną, ale też zachodzi z łamaniem prawa i wbrew etyce zawodowej. Na to wszystko wskazała już we wrześniu ubiegłego roku w rozmowie z Serwisem Zdrowie Monika Pintal-Ślimak, prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych. Natomiast w czasie posiedzenia Komisji Zdrowia zapewniła, że samorząd, który reprezentuje, „sprawuje pieczę nad należytym wykonywaniem zawodu”. Przypomniała, że złożyła też w tej sprawie zawiadomienie do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, a ten wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec diagnostów laboratoryjnych, którzy takie praktyki stosowali. Wiceminister zdrowia zadeklarowała pełne wsparcie dla działań KRDL, by walczyć ze wszelkimi nieprawidłowościami w funkcjonowaniu laboratoriów diagnostycznych.

Rzecznik Praw Pacjenta również w kontekście badań diagnostycznych materiału pochodzenia zwierzęcego w laboratoriach medycznych wszczął 26 postępowań. Okazało się, że w 16 przypadkach rzeczywiście przeprowadzano takie badania. Po interwencji RPP wszystkie laboratoria zaprzestały takiej diagnostyki.

Reklama
Podziel się swoją opinią


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *