Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Dr Daniel B. Fisher to ważna postać dla zmagających się z ciężkimi zaburzeniami psychicznymi i ich bliskich. W młodości był pacjentem szpitala psychiatrycznego z diagnozą schizofrenii. Teraz jest biochemikiem i psychiatrą dającym nadzieję chorym. Wbrew przekonaniom wielu osób nie jest przeciwnikiem leków, kładzie jednak nacisk na emocje i człowieczeństwo pacjenta i terapeuty.
– Wraz z diagnozą choroby psychicznej życie wcale się nie kończy – nie musicie przerywać planów, nie musicie z nich rezygnować. Za różnymi stanami świadomości wciąż kryje się człowiek, wciąż zdolny do sensownego życia – przekonywał podczas wykładu 5 czerwca w Instytucie Psychiatrii i Neurologii.
On sam miał cztery epizody choroby. Zaczęło się od tego, że był przekonany, iż wszyscy są robotami, które go kontrolują. Przestał chodzić do pracy, mówić, jeść. Miał trudność z poruszaniem się. Kiedy trafił do szpitala, postawiono diagnozę: schizofrenia katatoniczna.
W takiej dominują tzw. objawy negatywne schizofrenii (wycofanie, brak lub skąpa komunikacja itp.). To stan, w którym chory zatrzymuje się – w przenośni i dosłownie, człowiek często bowiem zastyga w różnych pozycjach.
– W głębi siebie nie widziałem sensu w nawiązywaniu kontaktu z otoczeniem, żadnego celu, w tym, żeby mówić. Nieruchomiałem, czułem, że muszę przestać się ruszać, by zacząć więcej czuć – wspomina dziś.
Szukano sposobu, by do niego dotrzeć, stosowano farmakoterapię, zasypywano go pytaniami. To – jak mówił – jeszcze bardziej go przerażało. Jego zdaniem dopiero nieme wsparcie osób z personelu, bez doświadczenia medycznego, pomogło mu wrócić do rzeczywistości.
– Zamiast pytać, czy chcę napić się wody, przynosili szklankę z nią zachęcając z uśmiechem, żebym wyciągnął po nią rękę. To, że poczułem ich wspierającą, uważną obecność, pozwoliło mi wyjść z lęku. Ludzie do mnie dotarli. Nie zadawali pytań, nie próbowali mnie naprawić, po prostu byli ze mną. Ci ludzie dosięgnęli mnie nie werbalnie, ale sposobem, w jaki na mnie patrzyli, uśmiechem, dobrą energią. Dzięki temu, że podzielili się ze mną swoim człowieczeństwem i autentycznością, odczułem, że nie każdy człowiek jest robotem i zacząłem znowu mówić – opowiadał w rozmowie z Katarzyną Szczerbowską, asystentką zdrowienia, rzeczniczką Biura do spraw pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, która ukazała się w magazynie „Piękny umysł” wydawanym przy okazji Kongresu Zdrowia Psychicznego.
Specjaliści przyznają, że proces zdrowienia jest możliwy w różnych chorobach, które często mogą być związane z kryzysem psychicznym.
– Można różnie interpretować sformułowanie typu „zdrowienie” czy „wyleczenie” – chodzi o to, aby utrzymać jak najdłużej stan, w którym pacjent radzi sobie z problemami i funkcjonuje w społeczeństwie. Z medycznego punktu widzenia objawy choroby mogą być obecne w różnym stopniu, ale ważny jest właśnie proces zdrowienia – mówi prof. Agata Szulc, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
Przy ostatnim epizodzie psychozy Fisherowi udało się uniknąć hospitalizacji. Twierdzi, że stało się to dzięki przyjacielowi, który w kryzysowym momencie dał mu wewnętrzne wyciszenie i uspokojenie. Drugą istotną w jego życiu osobą był lekarz.
– Kiedy zacząłem myśleć o tym, by zostać psychiatrą i o tym, że chcę stworzyć metodę wsparcia dla osób doświadczających załamania zdrowia psychicznego powiedziałem o tym swojemu psychiatrze, a on powiedział, że wierzy we mnie, że wierzy, że jestem w stanie to zrobić, i że pogratuluje mi, kiedy będę odbierał dyplom. Uratował mi w ten sposób życie – gdy byłem na samym dnie, on we mnie uwierzył – opowiada dr Daniel Fisfer.
Od lat 60. ubiegłego wieku popularność zdobywa ruch nazywany „antypsychiatrią” – w skrajnej formie odrzucający konieczność leczenia zaburzeń psychicznych za pomocą leków. Zdecydowana większość psychiatrów, wskazując na konieczność leczenia za pomocą psychoterapii, podkreśla znaczenie jednoczesnego stosowania leków w określonych chorobach. Jedną z takich jest schizofrenia.
– Powinniśmy pamiętać, że schizofrenia to przewlekłe zaburzenie psychiczne, które wymaga leczenia przez całe życie. Może przebiegać z okresami pełnej remisji, czyli momentami, w których pacjent nie ma żadnych objawów chorobowych. To nie oznacza, że można zaprzestać leczenia – podkreśla prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy ds. psychiatrii.
Specjaliści ostrzegają, że zaprzestanie leczenia jest postrzegane jako błąd. Każdy nawrót choroby, który wynika z braku stosowania farmakoterapii pacjentów chorujących na schizofrenię skutkuje gorszym rokowaniem, może się bowiem okazać, że kolejny epizod nasilenia objawów schizofrenii stanie się lekoopornym i już nie uda się osiągnąć remisji.
– Da się oczywiście funkcjonować bez leków – podobnie jak w cukrzycy czy nadciśnieniu – ale nie obędzie się to bez konsekwencji. Może się też okazać, że zastosowanie leków, które byłyby skuteczne na początku choroby, po kilku miesiącach czy latach nieleczenia będzie już nieskuteczne – wyjaśnia psychiatra.
Specjaliści podkreślają, że kompleksowe leczenie schizofrenii polega na połączeniu farmakoterapii z odpowiednią psychoterapią.
Dr Fisher znaczenie psychoterapii w schizofrenii tłumaczy na bazie swoich doświadczeń, przy czym przyznaje, że stosuje także leki.
– Zdarza się, że bodźcem wyzwalającym zaburzenia natury psychicznej jest trauma albo jakieś bolesne doświadczenie z dzieciństwa lub młodości. Przy braku odpowiedniego wsparcia może to spowodować zamknięcie się w sobie, izolowanie się od otoczenia, zapadanie się w siebie. Tak się stało ze mną – mówił.
Osamotnienie i poczucie niezrozumienia wzmagają lęk i inne negatywne uczucia. Ponieważ tłumione emocje najczęściej powodują kolejne kryzysy, sposobem na uwolnienie się od tych problemów jest przepracowanie ich w terapii, ale przy jednoczesnym wsłuchaniu się w siebie. Zdaniem dr Fishera zdrowienie odbywa się poprzez bycie z innymi ludźmi, bo dobre relacje społeczne i bezpieczne miejsce do życia to podstawa.
– Taki rodzaj psychoterapii, jaki oferuje dr Fisher, jest bardzo potrzebny w leczeniu osób z kryzysami psychicznymi. Proces zdrowienia jest często bardzo trudny, ważne jest w nim nawiązywanie dobrych relacji z innymi, poznanie swoich emocji, powrót do satysfakcjonującego życia – uważa prezes PTP.
Dr Fisher podkreśla jak bardzo pomogła mu miłość, jakiej doświadczył od żony.
– Byłem zamknięty w moim lęku. Miłość i obecność przy nas ludzi ma uzdrawiającą moc, a moja żona zawsze we mnie wierzyła, nigdy nie widziała mnie jako chorego. To jest bardzo ważne, by czuć, że w środku jesteś zdrowy – przekonuje terapeuta.
Jego zdaniem przez kontakty z innymi, poprzez przyjaciół, rodziny, odzyskujemy swój własny głos. Żeby dowiedzieć się, kim jesteśmy, żeby zdjąć maski, musimy być wśród ludzi.
– To szczególnie trudne dla młodych chłopców, od których często oczekuje się, żeby nie okazywali swoich uczuć, żeby tłumili emocje. Każdy z nas słyszał: „Chłopaki nie płaczą”, „Nie maż się jak baba”, „Idź i walcz”. Gdyby mężczyźni mogli płakać, nie byłoby tyle przemocy i uzależnień. Gdybyśmy nie powtarzali tych sloganów tak często, mielibyśmy też mniej schizofrenii, bo przecież ta choroba występuje dwa razy częściej u mężczyzn niż u dziewcząt – uważa amerykański lekarz.
Czasami nasz najważniejszy głos nie jest werbalny, słychać go w naszych emocjach, uczuciach a te są lepiej wyrażane przez sztukę, taniec, muzykę.
– Możesz zacząć tańczyć, albo rysować, można się wtedy wiele o sobie dowiedzieć. Nie martw się o precyzję, po prostu wyraź to co jest ważne dla ciebie – doradza.
Na bazie swoich doświadczeń dr Daniel Fisher stworzył trening emocjonalnej reanimacji dla wszystkich, również dla lekarzy.
– Tak, jak reanimuje się serce przy zawale, żeby mogło znowu bić, tak tu chodzi o emocjonalną pracę nad sercem osoby w kryzysie, żeby mogło się otworzyć, odczuwać, sięgać do ludzi – tłumaczy podczas swoich wykładów.
Według niego emocjonalna reanimacja składa się z trzech aspektów. Pierwszy to nawiązanie kontaktu, łączenie się, wchodzenie w relację.
– Wyrażając uczucia, będąc autentycznym, najbardziej możesz pomóc. Tymczasem ludzie, którzy doświadczają kryzysu, często mają do czynienia z lekarzami czy terapeutami, którzy nie pokazują emocji – zauważył dr Fisher.
W ich przypadku takie podejście pozostawia osobę w kryzysie wycofaną, wyalienowaną.
Drugim jest wzmocnienie, przekazywanie wsparcia.
– Na kursie emocjonalnej reanimacji uczymy ludzi, jak być sobą. Jak komuś pomagać, mówiąc z serca, z poziomu uczuć. W tym podejściu chodzi o to, żeby dzielić się z osobą w kryzysie tym, co czujemy. Jeśli czujemy smutek, wyraźmy to, mówmy o tym na przykład: „Odczuwam smutek, kiedy mówisz o utracie pracy, ale jestem z tobą, jestem tutaj dla ciebie”. Kiedy dzielisz się tym, co odczuwasz, otwierasz drugiego człowieka – wyjaśnia.
Trzeci aspekt emocjonalnej reanimacji to ożywienie, przywrócenie do życia.
– Zdarza się, że wpadamy w kryzys, bo potrzebujemy wycofać się z relacji, które są dla nas bolesne. Chcemy znaleźć się w świecie równoległym, we własnej rzeczywistości, żeby poczuć się bezpiecznie. Dlatego ważne jest bycie wśród ludzi, którzy nie oceniają, nie osądzają, nie wywierają presji – tłumaczy dr Fisher.
Kompleksową pomoc blisko miejsca zamieszkania oferują w Polsce 122 centra zdrowia psychicznego. W założeniach opieki środowiskowej pacjentem z zaburzeniem psychicznym cały czas zajmuje się ten sam zespół, bez względu na to, czy korzysta on z terapii poradni zdrowia psychicznego, oddziału dziennego, czy oddziału całodobowego.
– Chodzi o to, żeby pacjent w miejscu swojego zamieszkania miał nie tylko leczenie, ale także pomoc w usługach społecznych, znalezieniu pracy czy w funkcjonowaniu w rodzinie. Oddziaływania, np. te związane z psychoedukacją, kierowane są także do najbliższych pacjenta, by wiedzieli jak się wobec niego zachowywać, co jest dla niego wsparciem. Taka kompleksowa pomoc jest szczególnie ważna dla pacjentów z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, takimi jak schizofrenia, bo jest im trudno funkcjonować w systemie. Każdy pacjent ma swojego koordynatora, który nadzoruje np. czy chory przyjmuje leki, ponieważ w okresach pogorszenia stanu zdrowia psychicznego, zaostrzenia choroby, pacjent traci motywację do leczenia. Ciągła współpraca z pacjentem i jego rodziną pozwala dość szybko zorientować się, że zbliża się pogorszenie – wyjaśnia prof. Gałecki.
Specjalista podkreśla, że w Polsce dostępne są wszystkie nowoczesne leki przeciwpsychotyczne i wszystkie są refundowane, co sprawia, że opieka psychiatryczna nad osobami ze schizofrenią nie odbiega od tej oferowanej w innych krajach.
Także twórca emocjonalnej reanimacji przyznaje, że zaleca swoim pacjentom farmakoterapię.
– Ważne są wszystkie drogi prowadzące do zdrowienia i wyjścia z kryzysu psychicznego i warto wszystkie wykorzystać – dodaje prezes PTP prof. Agata Szulc.
Monika Wysocka zdrowie.pap.pl